Dnia 26 listopada 2015 roku wyjechaliśmy na cztery dni w najpiękniejsze miejsce na Ziemi- Bieszczady, znajdujące się w paśmie Karpat. Były to dni dalekie od miejskiej pogoni i zgiełku, z jakim codziennie się spotykamy. Znajdowaliśmy się pod opieką profesora Mariusza Dobosza i Rafała Stępniaka. Naszym kierowcą, przewodnikiem i ratownikiem górskim był Wojciech Gosztyła , zwany Kijem. To niezwykle znany i zasłużony mieszkaniec Bieszczad. Nasza ekipa licząca dwadzieścia osób, była dość kameralna, ale przez to bardzo zgrana.
Czwartkowy dzień rozpoczęliśmy od zwiedzania Krosna, czyli bramy otwierającej drogę w Bieszczady. To miasto zachowane w starym klimacie. Spacerowaliśmy pięknym uliczkami niczym z bajki Dickensa. Następnie udaliśmy się zobaczyć położone nieopodal ruiny klasztoru, znajdujące się na wzgórzu , z którego rozciągały się widoki na zapierające dech w piersiach górskie pasma. Po dniu obfitującym we wrażenia pojechaliśmy do Woli Michowej, znajdującej się w odizolowanej części świata, poza zasięgiem problemów. Tam właśnie w mieścinie zamieszkałej przez zaledwie siedemdziesięciu mieszkańców, stał nasz pensjonat, którego właścicielem był ,,Kiju". Tuż przed dworkiem roztaczała się zagroda z końmi, a wokół zimowy krajobraz. W środku czekał na nas pyszny obiad i ciepły kominek.
W piątek obcowaliśmy z bieszczadzką sztuką. Mieliśmy okazję zobaczyć muzeum Andy Warhola, który był przedstawicielem pop-artu. Zaimponowała nam jego pomysłowość, realizm i naturalizm z jakim spoglądał na otaczającą rzeczywistość. Później zwiedziliśmy kapliczkę owianą legendą, umieszczoną za rzeką do której prowadziły drewniane mosty. Mogliśmy poczuć się jak w zaczarowanym lesie. Tego dnia udało nam się jeszcze ujrzeć od środka kościół, w którym msza odbywała się tylko w niedzielę o 9:00 dla owych wspomnianych wcześniej siedemdziesięciu osób, które tam mieszkały. Po powrocie świetnie bawiliśmy się , grając w ,,mafię", czyli grę intelektualną. Tak w ciepłej atmosferze upłynął nam wieczór przy kominku i grach pobudzających wyobraźnię.
Wydawać by się mogło, że sobota jako nasz przedostatni dzień wycieczki nie będzie tak barwna jak poprzednie, a było wręcz przeciwnie. Był to dzień , w którym wyruszyliśmy do Cisnej, miejscowości jaką odwiedzali i nadal odwiedzają najrozmaitsi poeci poszukując inspiracji. Odwiedziliśmy cenionego poetę tamtych okolic- Ryszarda Szocińskiego , a z nim czytaliśmy wiersze zarówno jego jak i Bolesława Leśmiana. Nie ominęliśmy też kultowego baru , jakim jest „Siekierezada” , będąca miejscem , w którym można dobrze zjeść, napić się, ale i zobaczyć wiele fascynujących przedmiotów, czy poczytać historię z pobliskich okolic. Po tej przerwie na coś ciepłego rozpoczęliśmy czytanie ikon w niedalekiej pracowni ikon. Bury- pisarz, poeta, malarz i organizator licznych imprez kulturalnych jak np. odbywający się niegdyś festiwal,, Bieszczadzkie Anioły". W ciekawy sposób opowiadał nam o tym w jaki sposób tworzy się takie dzieła, wtrącając swoje dygresje dotyczące życia, miłości i egzystencji człowieka. Wieczorem razem z panem Stępniakiem wybraliśmy się na spacer na Balnicę , by zobaczyć kapliczkę, którą wspólnie w mieszkańcami miasta odrestaurował. Andrzejkowy wieczór jak na ten czas przystało odpowiednio świętowaliśmy, lejąc wosk i odczytując wróżby na przyszłość. Niezastąpiony pan Kij upiekł nam pizzę , smażyliśmy kiełbaski i ziemniaczki. Nie zabrakło też brzmienia gitary, fortepianu i akordeonu, które ciągle słyszeliśmy, gdyż większość uczestników obdarzona jest muzycznymi talentami.
W niedzielę tuż przed wyjazdem ulepiliśmy bałwanka , by pozostawić pamiątkę Bieszczadom, którym byliśmy tak wdzięczni za cudowny czas. Ostatnie godziny wycieczki spędziliśmy w średniowiecznym mieście- Dukli, oglądając zabytkowy kościół. Podziwialiśmy jego barokowe zdobienia. W drodze powrotnej nawet w autokarze kontynuowaliśmy naszą grę w ,,mafię".
Dla każdego z nas te cztery dni upłynęły pod znakiem wolności i beztroskości. Mogliśmy poczuć niepowtarzalny klimat Bieszczad. Uczucia , jakie nam towarzyszyły są jak ciepły letni wietrzyk. Nie można być tam złym czy smutnym, gdyż w takiej arkadii jest to niemożliwe. Budziliśmy się , by móc afirmować życie, a kładliśmy spać by czuć to na nowo. Nie sposób nie zgodzić się z profesorem Doboszem, że jest to ,,koniec świata". Taki koniec świata mógłby trwać wiecznie.