„Sienkiewicz” to szkoła, która pozostaje w człowieku na zawsze. Poniższe zdjęcia dzieli ok. 30 lat. Są na nich uczniowie klasy o profilu ogólnokształcącym (B), którzy maturę zdawali w 1987 roku, a 28 czerwca 2014 r. spotkali się na terenie szkoły, żeby powspominać stare, dobre czasy.
Dyrektorem szkoły był wówczas Marian Jaszewski, a wychowawstwo objęła Bożenka Kołakowska (obecnie Glińska). Dawni uczniowie to dziś poważni prawnicy, artyści, wykładowcy akademiccy, nauczyciele, dziennikarze i przedstawiciele kilku innych zawodów, głównie humanistycznych. Do czasów szkolnych jednak wracają chętnie i są to jedne z najpiękniejszych wspomnień, choć lata te nie były najłatwiejsze. Za noszenie w klapie niewłaściwego znaczka można było oberwać od milicji, a i nie każdy mógł sobie pozwolić na szynkę w kanapce na drugie śniadanie (wędliny kupowano na kartki). Być może dlatego uczniowie doceniali to, że w szkole panowała atmosfera odmienna od tej za oknami, a nauczyciele starali się uczyć nie tyle twardych formułek, ile samodzielnego myślenia i wyrażania poglądów w swobodnej dyskusji.
Uczniowie klasy ze zdjęcia to głównie humaniści, dlatego włączali się w działalność różnych kół zainteresowań, tworzyli szkolny kabaret „Niewinne stokrotki”, zespół rockowy „Aksjomat” (pod kierunkiem niezapomnianego Jerzego Królicy), prowadzili działalność charytatywną (prelekcje dla przedszkolaków w ramach koła PCK) a przede wszystkim chłonęli kulturę. I to różnych nurtów. Stąd obok koncertów rockowych wycieczki do opery we Wrocławiu i dyskusje o malarstwie z Rafałem Stępniakiem. Literacką stronę edukacji wspaniale rozwinęła pani Gawron, której wcale nie dziwiło, że wypracowania uczniów liczyły po 12 stron formatu A4, a nawet zdarzało się, że były pisane klasycznym 13-zgłoskowcem! Do dziś uczniowie wielkim szacunkiem darzą dawnych profesorów, dzięki którym maturę zdali w 100 % i byli dobrze przygotowani do dalszego kształcenia.
Spotkanie klasowe stało się oczywiście okazją do wspomnień, bo uczniowie Sienkiewicza wykazywali się niemałą kreatywnością i fantazją. Byli bowiem świadomi przynależności do pewnego ekskluzywnego klubu. Dlatego z dumą nosili czerwone tarcze z nazwą szkoły i godzili się na obowiązkowe mundurki (co nie oznacza, że pod marynarki chłopcy nie zakładali jaskrawych swetrów do kolan, a stroje dziewcząt nie posiadały prowokujących rozcięć i dekoltów). Uczniowie traktowali swoją szkołę jak drugi dom, co potwierdza samodzielny remont pracowni i ozdobienie jej – nie bez autoironii – gipsowym odciskiem dwóch lewych rąk (który dopiero niedawno zniknął ze ściany sali nr 12).
O tym, jak zgranym gronem byli uczniowie świadczy to, że w czasie spotkania wystarczyła minuta, by wszyscy poczuli się jak niegdyś. Każdy bez trudu odnalazł swoją ławkę w klasie i przywołał jakąś psotę ze szkolnego życia. Bo do aniołków uczniowie zdecydowanie nie należeli! Tym bardziej są dziś wdzięczni za cierpliwość profesorów, za tolerancję dla niefrasobliwej młodości. Dlatego kochają tę szkołę!