„Tak zamyślona i zrealizowana impreza była dziełem ludzi.
Oni byli jej wykonawcami i jej przedmiotem. Ludzie ludziom zgotowali ten los”.
Zofia Nałkowska
„Lenz (…), jak wszystkie firmy niemieckie, powiększa swój kapitał zakładowy.
Zrobił na Oświęcimiu olbrzymi interes i spokojnie czeka końca wojny.
Tak samo firma Wagner i Continental od wodociągów, firma Richter od studzien,
Siemens od oświetleń i drutów elektrycznych, (…) olbrzymia firma samochodowa Union,
tak samo zakłady rozbiórki szmelcu DAW”.
Tadeusz Borowski
„Najkrwawsza bitwa wojny, największe zwycięstwo solidarnych i zjednoczonych Niemiec.
Ein Reich, ein Volk, ein Führer”.
Tadeusz Borowski
„Jeśli oni zamilkną, kamienie wołać będą”.
Łk, 19, 39-40
Jak to możliwe, że to udało się Niemcom?
Prozaik, poeta, więzień Birkenau, Tadeusz Borowski, rozmyślając nad tym „sukcesem”, zastanawiał się tak samo zdziwiony: „Jakże to jest, że nikt nie krzyknie, nie plunie w twarz, nie rzuci się na pierś? Zdejmujemy czapkę przed esmanami wracającymi spod lasu, jak wyczytają, idziemy z nimi na śmierć i – nic? Głodujemy, mokniemy na deszczu, zabierają nam najbliższych. (…) Oto jest dziwne opętanie człowieka przez człowieka. Oto jest dzika bierność, której nic nie przełamie”.
Wiedzieliśmy, jadąc tam – 28 listopada 2024 r. – z ambitnymi uczniami klasy 4D, chcącymi skonfrontować swoją wiedzę z lekcji historii czy języka polskiego z tą zachowaną przestrzenią piekła lagru, że znów usłyszymy rzeczy najstraszniejsze, że dowiemy się (mimo wiedzy przyswojonej, powszechnie znanej) czegoś nieznanego wcześniej, że doznamy wstrząsu… Tak, tak było…
Za sprawą przydzielonej nam pani przewodnik, Pani Marii, emerytowanej wieloletniej nauczycielki historii, osoby o dużej wiedzy, oczytanej (niestety, kończy już – jak nam oznajmiła – swą działalność przewodnika muzeum byłego niemieckiego obozu koncentracyjnego i zagłady), mającej tę unikalną wiedzę czerpaną zapewne ze wspomnień ofiar cudownie ocalonych i świadków zbrodni niemieckich, ale też potrafiącej opowiadać jakże wzruszająco, sugestywnie, empatycznie – z rzadko spotykaną umiejętnością wnikania w uczucia i przeżycia ludzi… A przecież szli oni na śmierć, ginęli w gazie w uściskach wzajemnych i objęciach, wspinali się po stosie już uduszonych, już się duszących, jedni po drugich, wyżej i wyżej, aż do sklepienia, by zaczerpnąć choć raz jeszcze, ostatni raz powietrza w szczelnej komorze. A potem ten zbity stos nagich ciał stężałych, poskręcanych, posplatanych rozrywano harpunami, przeszukiwano, ładowano widłami do krematoriów… by spalić na popiół, by ślad nie pozostał…
A jednak ślady zbrodni pozostały – było ich zbyt wiele, by Niemcy mogli wszystkie (inaczej niż w przypadku papierowej dokumentacji) w pośpiechu spalić, zniszczyć lub wywieźć przed zbliżającą się szybko od wschodu ofensywą w końcu stycznia 1945 roku. Ruiny wysadzonych w powietrze komór gazowych połączonych z krematoriami są i ludobójstwo potwierdzają.
Przyjeżdżając tu, przyjeżdżamy na teren muzealny ogromnie zatłoczony. Wycieczki z całego świata. Parkingi zapełnione autokarami. Do kas biletowych kolejki. Autobusy przewożące turystów na trasie Auschwitz – Birkenau pełne. Zanim dojdziemy na obszar właściwego Konzentration Lager, czekamy na przewodnika w nowoczesnym Centrum Obsługi, otwartym w czerwcu 2023 roku. Śród męczącego zgiełku, pod czujnym okiem ochroniarzy z wykrywaczami metali („prześwietlani” czujemy się jak na lotnisku), przechodzimy przez bramki, aby następnie wejść do podziemnego przejścia wiodącego do Miejsca Pamięci Auschwitz. Zanurzeni w ciszę tunelu, słyszymy odczytywane nazwiska pomordowanych. Kierujemy się w stronę bramy obozu – jakby rzekł Herbert do „wrót doliny” – ze słynnym ironicznym napisem zainstalowanym nad nią w lipcu 1940: „ARBEIT MACHT FREI”. To jego wierna kopia, ponieważ oryginał (zabytek z listy światowego dziedzictwa UNESCO), odzyskany po kradzieży zleconej przez neonazistów ze Szwecji w 2010 roku (o czym trąbił cały świat), po renowacji trafił do magazynów. Zaopatrzeni w zestawy tour guide idziemy mokrymi ulicami obozowego miasta.
Wchodzimy do poszczególnych bloków, aby zwiedzić wystawę główną. Patrzymy na wielkie gabloty, w których zgromadzone rzeczy osobiste (np. walizki podpisane imionami i nazwiskami) są dowodem istnienia konkretnych jednostek w uśmierconej ludzkiej masie. Uważnie słuchamy przejmujących opowieści o ich gehennie. Musimy jednak sprawnie się przemieszczać naciskani przez duże zagraniczne grupy z Włoch, z Azji. W bloku 4., gdzie obowiązuje zakaz robienia zdjęć, Ola Kowalczyk czyta wiersz Tadeusza Różewicza „Warkoczyk” w pobliżu gabloty z włosami. Dawniej rzeczywiście tytułowy „mysi ogonek” dziewczynki był widoczny za szybą, ale teraz już nie – to informacja od naszej Pani Przewodnik. Sala upamiętniająca dzieci – więźniów w obozie w bloku 6. wyciska łzy; Pani Profesor Monika Smaga płacze… Niemiecki lekarz Josef Mengele, zwany „aniołem śmierci” (po wojnie nie został schwytany jak wielu innych hitlerowskich oprawców, więc uniknął odpowiedzialności za swoje zbrodnie w przeciwieństwie do Rudolfa Hoessa, komendanta obozu w latach 1940-43), lubił przeprowadzać eksperymenty szczególnie na dzieciach i bliźniętach…
Blok 11. W nim cela głodowa, gdzie umierał – dziś święty (kanonizowany przez Jana Pawła II w 1982 r.) – ksiądz Maksymilian Maria Kolbe z zakonu franciszkanów, oddając siebie dobrowolnie za innego więźnia – Franciszka Gajowniczka, który wyszedł z obozu cało. „Życie za życie” – taki tytuł nosi polsko-niemiecki film fabularny Krzysztofa Zanussiego o życiu, działalności, uwięzieniu oraz misterium męki i śmierci księdza Kolbego. Jak doszło do tego heroicznego chrześcijańskiego aktu miłości bliźniego? Zilustrowaliśmy sobie ów dramatyczny moment podjęcia decyzji przez ojca Kolbego, a zarazem zgody na nią komendanta obozu, w miejscu wskazanym przez Panią Marię. Na placu apelowym przed blokiem 17. ta scena się rozegrała. Jan Józef Szczepański nakreślił ją w eseju „Święty”, a odczytał dla nas Piotr Karoń.
Niewątpliwie literatura obozowa (niegdyś w szerszym zakresie obowiązująca w liceum) otwiera oczy młodego czytelnika na zbrodnie niemieckie. Fragmenty prozy, które wybrał Pan Profesor Zbigniew Miszczak, czytane w miejscach sugestywnie opisanych przez Nałkowską czy Borowskiego, nabierają jeszcze większej siły wyrazu:
- Wołanie dzieci o ratunek z „Medalionów”: „My nie chcemy do gazu! My chcemy żyć!” (Kinga Kotyla)
- Charakterystyka firm niemieckich, jak choćby Siemensa, wzbogaconych na obozach, wg Borowskiego (Oliwia Ptak)
- Oświęcim – „olbrzymie przedsiębiorstwo państwowe” – jako źródło rozlicznych korzyści dla Niemiec, zdaniem Nałkowskiej: „Naładowane towarem pociągi odchodziły do Rzeszy. (…) – wszystko miało swoją wartość” (Arek Bielecki)
- Rozładunek transportu i wstępna selekcja na rampie w Birkenau z opowiadania „Proszę państwa do gazu”: „(…) ci, co poszli na prawo – młodzi i zdrowi – ci pójdą na lager. Gaz ich nie minie, ale wpierw będą pracować” (Krzysiu Członkowski)
Birkenau. Rozległa równina czy też dolina śmierci. Odnoszę wrażenie, kiedy idę jej drogami mokrymi od deszczu, z kałużami, że chodzę po ludzkich prochach, i przychodzi mi na myśl to zdanie z „Medalionów”: „Ktoś na miejscu dawnego krematorium znalazł dwie malutkie kosteczki ludzkie”. Listopadowa trawa między barakami jeszcze się zieleni, ale wtedy, kiedy obóz funkcjonował, trawy tu nigdy nie było. Jak mówi Pani Przewodniczka – było zawsze grząskie, lejące się błoto – tworzone przez tysiące więźniów stłoczonych tutaj. Najgorzej więc mieli więźniowie śpiący na pryczach najniższych, bo musieli leżeć w błocie dostającym się do baraków. Wszystko zostało tu wzniesione rękoma więźniów – Niemcy przecież zawsze zwykli posługiwać się innymi. Rękami więźniów z sonderkomanda obsługiwali też krematoria. Nieco naświetla ten bestialski proceder Borowski. Patrząc na ruiny strasznych „fabryk śmierci”, słuchamy uczniów prezentujących fragmenty opowiadań „:Ludzie, którzy szli”, „U nas, w Auschwitzu…”: Paulinę Koper, Mateusza Bulskiego, Kubę Szymonika Niektóre baraki murowane zasłaniają ogromne białe namioty. – Znak, że trwa renowacja, konserwacja. Trzeba bowiem to, co zostało, jak najdłużej utrzymać ku nauce i przestrodze ludzi, ku wiecznej hańbie i wstydowi narodu niemieckiego.
Pochmurnie, chłodno, trochę siąpi, zanosi się na większy deszcz. Wracamy. Po drodze mijamy idących w przeciwnym kierunku młodych turystów z Izraela. Rozgadani, uśmiechnięci, z zarzuconymi na ramiona flagami z gwiazdą Dawida. Do centrum Oświęcimia już nie pojedziemy. Jeszcze zakup pamiątek, trochę czasu wolnego i droga powrotna do Częstochowy.
W autokarze, zgodnie z tradycją naszych wycieczek edukacyjnych, konkurs zdobytej wiedzy. Nagrodami, przygotowanymi przez Panią Profesor Monikę Smagę i biuro podróży Pana Dariusza Rajskiego, książki o tematyce obozowej, m. in. zbiór „Opowiadań” Tadeusza Borowskiego. Zwycięzcami: 1. Krzysztof Członkowski, 2. Bartosz Nocoń, 3. Lena Pożarlik. Wygranymi wszyscy uczestnicy wycieczki.
Relacja: Zbigniew Miszczak